Empress of Otherverse Rozdział 4


Tłumacz: Miani
Betareader: rolzik


— Ahhhhhhh! — krzyknęłam z zaskoczenia. W oczy rzuciło mi się jasne światło. Drżałam ze strachu, kiedy Orleana szturchnęła mnie od tyłu. Zaczęłam powoli iść w kierunku drzwi.

Czerwony dywan pokrywał ścieżkę i schody.

Ludzie wokół mnie szeptali:

— Wow, spójrzcie na te czarne włosy.

— Naprawdę sądzisz, że to córka księcia?

— Słyszałem, że jest jego nieślubną córką.

— Myślałem, że jest daleką krewniaczką.

— Czy młodsza córka nie miała dziś przyjść? Cesarz był tym naprawdę podekscytowany.

— Co za niezwykły kolor skóry.

Nic dziwnego, że ludzie byli zdezorientowani. Miała przyjechać Lisbeth, ale zamiast tego przedstawili dwudziestoletnią dziewczynę.

Udało mi się nie upaść, kiedy schodziłam ze schodów. Wczoraj wieczorem nauczono mnie, co mam dzisiaj robić. Mimo iż nie chciałam, to i tak doskonale zapamiętałam kroki ceremonii.

Ukłoniłam się pierwsza.

Zanim zostałabym znowu szturchnięta przez Orleanę, powiedziałam głośno słowa, które zapamiętałam:

— To mój honor, jako córka Bonafitów, spotkać się z cesarzem Imperium Cransia.

Po chwili usłyszałam od Orleany westchnienie ulgi. Najwyraźniej zrobiłam to poprawnie.

Jak tylko skończyłam, usłyszałam zbliżające się w moim kierunku kroki. To był cesarz schodzący w moim kierunku po schodach.

Pojawiła się para spiczastych butów. To były tak śmieszne buty, że prawie się zaśmiałam, ale powstrzymałam się w samą porę.

Usłyszałam obcy głos.

— Podnieś głowę.

Był to surowy głos.

Tak mocno drżałam, że szczękałam zębami. Zacisnęłam je więc i podniosłam głowę.

Patrzyłam na mojego przyszłego męża.

— …

— Oh~ nieźle. Jesteś trochę inna, ale wcale nie jesteś zła — powiedział do mnie siedemdziesięcioletni dziwak.

Miałam nadzieję, że się mylę i że będę żoną młodego, gorącego faceta. Może na tym facecie ciążyła klątwa, a gdy klątwa zostanie zdjęta, ten stary człowiek zamieni się w przystojnego księcia.

Ależ ja byłam głupia.

Mój przyszły mąż był marszczącym się, brzydkim, starym człowiekiem. Był gruby, ale był tak pomarszczony, że nie miało to sensu. Na dodatek strasznie pachniał. Jego włosy były zupełnie białe, jakby pokryte pudrem.

Gdyby mój dziadek jeszcze żył, miałby około 70 lat. Pamiętam, że widziałam go na zdjęciu i wyglądał schludnie, jak prawdziwy dżentelmen. Spodziewałam się kogoś podobnego, ale myliłam się.

To działo się naprawdę. Mam stać się konkubiną tego brzydkiego staruszka.

Kolana mi się ugięły, gdy uderzyła we mnie surowa rzeczywistość. Orleana była w szoku. Nagle sala zamilkła.

Wiedziałam, że muszę wstać, ale nie czułam nóg.

Wtedy ktoś podał mi rękę. Była to ręka w białych rękawiczkach.

— Dama musi być bardzo zmęczona tą długą podróżą.

Wzięłam jego rękę i wstałam.

Pachniał cudownie. Kiedy spojrzałam w górę, stał przede mną młody mężczyzna. Był dokładnym przeciwieństwem mojego przyszłego męża.

To musi być żart. Kontrast był szokujący.

Piękna twarz, lśniące blond włosy, miłe zielone oczy. Przystojny młody mężczyzna. Wyglądał na kilka lat starszego ode mnie.

Dlaczego to nie mógł być mój mąż?

— Dziękuję — wyszeptałam.

Uśmiechnął się. Miał taki miły uśmiech.

— Nie trzeba dziękować. Będziesz jedną z moich macoch, więc jesteśmy teraz rodziną.

— …

Zakręciło mi się w głowie. Macocha?

Wtedy zdałam sobie sprawę. Ten człowiek przede mną był jedynym spadkobiercą wielkiej Cransji. Lukrecjusz Le Cransia.

To był on.

Z pogodnym uśmiechem, przekazał mnie swojemu ojcu.

Mojemu przyszłemu mężowi.

Staruszkowi.

Zmarszczona, spocona ręka dotykała mojej skóry. Czułam się, jakby po mojej ręce wił się robak, ale musiałam się powstrzymać od płaczu. Już popełniłam jeden błąd. Nie mogłam popełnić kolejnego.

Opuściłam twarz, jakbym była nieśmiała. Nie chciałam patrzeć ani na ojca, ani na syna.

Nie chciałam mierzyć się z tą okrutną rzeczywistością.

Cesarz zaprowadził mnie na szczyt schodów. Na górze czekało na nas siedem kobiet.

Wskazał na jedną z nich i rozkazał mi:

— Pokłoń się jej. To cesarzowa Katleyanira.

Była zadziwiająco młoda i piękna. Wyglądała na nieco starszą od księcia, ale o niezbyt wiele. Miała co najwyżej 30 lat.

Książę wyglądał młodo jak na swój wiek, więc może cesarzowa też była starsza. Nie byłam w stanie tego stwierdzić.

Jej rubinowo rude włosy były upięte. Była też w zaawansowanej ciąży.

Ukłoniłam się jej.

— To zaszczyt poznać wielką cesarzową tego imperium.

— Miło cię poznać — odpowiedziała mi bez ogródek. Najwidoczniej nie była mną zainteresowana.

— A to są jej córki, księżniczki Liliana i Roselia.

Cesarz przedstawił mnie dwóm młodym dziewczynom. Jedna była nastolatką, a druga wyglądała, jakby miała około 15 lat. Tak jak ich matka, obie miały rude włosy. Na szczęście ich twarze również przypominały matkę, a nie cesarza.

Znowu się im pokłoniłam. Grzecznie oddały ukłon w moją stronę.

Kolejne cztery kobiety były żonami cesarza. Niektóre wyglądały na starsze od cesarzowej Katleyaniry, inne na młodsze. Wszystkie musiały pochodzić z różnych krajów, ponieważ były różnych ras.

Wszystkie były piękne. Przywitały się ze mną nieszczerze.

Cesarz miał jedną cesarzową, cztery żony i czternaście konkubin. Ja miałam być piętnastą. Tylko cesarzowa i żony były uważane za ważne, dlatego nie było tu żadnej z konkubin.

Piętnasta konkubina. Najnowsza, a więc najsłabsza i najniższa rangą z nich wszystkich. Moje oczy zaszkliły się.

W końcu, cesarz przedstawił mnie księciu.

— A ten przystojny młody człowiek, jest moim jedynym synem i dziedzicem, Lukrecjusz.

— To zaszczyt poznać wielkiego dziedzica tego imperium. — Pokłoniłam się. Kiedy spojrzałam w górę, jego uśmiech wyglądał inaczej.

Wciąż był miły, ale jego oczy były puste. Ten uśmiech był krótki, ale wciąż go widziałam.

— ...co to było?

Cesarz przyciągnął mnie do siebie. Straciłam równowagę, ale na szczęście nie upadłam.

Cesarz kazał mi przed sobą klęknąć. Następnie położył dwie krople oleju na mojej głowie i ogłosił donośnym głosem:

— Ogłaszam teraz Sa Binę Des Bonafit, pierwszą córkę księcia Aeal, moją piętnastą konkubiną.

Wszyscy bili brawo. To było surrealistyczne, ale jedno było pewne. Byłam teraz konkubiną tego starego dziwaka.

Starałam się nie przygryzać warg i uśmiechać się, ale moje usta gwałtownie drżały.

Cesarz szybko złapał mnie za talię. Czułam, jakby wąż dusił moje ciało.

Kiedy spojrzałam w górę z zaskoczenia, cesarz uśmiechnął się do mnie. Jego zęby były czarne i zbutwiałe. Nic już nie mogło mnie zaskoczyć.

Próbowałam znowu się uśmiechnąć.

Cesarz szepnął do mnie cicho:

— Jak twierdził książę, masz niezwykły kolor skóry. To dziwne, ale podoba mi się to. I... Widzę, że jesteś nieśmiała, co musi oznaczać, że jesteś dziewicą.

Jego oczy patrzyły na mnie w wulgarny sposób.

— Dzisiejszy wieczór będzie interesujący.

Dostałam gęsiej skórki.


Poprzedni rozdział  | Następny rozdział


Komentarze

Popularne posty