Empress of Otherverse Rozdział 3


Tłumacz: Miani
Betareader: rolzik


Przez okno powozu widziałam, jak zbliża się olbrzymi biały zamek. Ten zamek miał być moim grobem. Umrę tam.

Obgryzałam paznokcie. Byłam bardzo zaniepokojona. Spojrzałam na Orleanę. Powiedziano mi, że była moją służącą. Orleana była lojalna wobec lady Lisbeth, więc traktowała tę pracę bardzo poważnie. Zgłosiła się na ochotnika, by towarzyszyć mi w tej podróży.

Zobaczyła moje spojrzenie i krzyknęła:

— To, co próbowała pani zrobić zeszłej nocy, było poniżej pani statusu adoptowanej córki wielkiego rodu Bonafitów.

Uśmiechnęła się do mnie triumfalnie. To była prawda. Wygrała zeszłej nocy. Udało się jej zaciągnąć mnie do tego miejsca.

— …

Spojrzałam na nią. Nadal ze mnie kpiła.

— ...chyba nie możesz sobie pomóc, bo jesteś dziewczyną o niskim statusie, ale nie możesz przynajmniej spróbować tego ukryć? To byłby najlepszy sposób, by odwdzięczyć się księciu Aealowi za jego dobroć. Jeśli nadal będziesz tak postępować, zhańbisz jego nazwisko rodowe. Po prostu nie rozumiem. Inni nauczyciele powiedzieli mi, że szybko się uczyłaś, ale oto jaka jesteś. Chyba nic na to nie poradzisz — wyśmiewała się ze mnie.

Duke Aeal był głową rodziny Bonafitów. Rodzina składała się z księcia Aeala, jego żony i ukochanej córki Lisbeth.

Do niedawna byli moimi wybawicielami, ale teraz nienawidzę ich z całego serca.

Zacisnęłam dłonie na mojej niebieskiej jedwabnej sukni i zadrżałam ze złości.

Orleana patrzyła na moje ręce z dezaprobatą. Pewnie martwiła się o moją sukienkę. Jak tylko zdałam sobie z tego sprawę, użyłam paznokci do podrapania tej delikatnej tkaniny.

— Ty!

Nadal niszczyłam sukienkę. Rozerwałam białą koronkę na strzępy.

— O mój...! — krzyknęła.

Złapała kawałek białej koronki, który spadł na podłogę.

— Nie zdajesz sobie sprawy, jak droga jest ta sukienka? Książę był tak hojny, ale ty jesteś taka niewdzięczna...!

Nie zdążyła dokończyć.

PLASK!

W powozie byłyśmy tylko my obie.

Spoliczkowałam ją tak mocno, jak tylko mogłam.

— …

— …

Uderzyłam ją z taką siłą, że upadła. Siedzenie było dosyć miękkie, więc nic jej się nie stało. Orleana patrzyła na mnie w szoku. Nie zdawała sobie sprawy z tego, co się stało. Potrząsnęłam lewą ręką (jestem leworęczna) i powiedziałam do niej:

— Jesteś bezwstydna.

— C... że co?

— Pomagasz im sprzedać mnie zamiast swojej cennej Lisbeth. Chcesz, żebym była im wdzięczna? Żartujesz sobie ze mnie?

Byłam taka bardzo wściekła. Nigdy w życiu nie byłam taka wściekła.

Miałam do tego pełne prawo. Moje dwudziestoletnie życie miało się skończyć!

— Oszukałaś mnie, żebym to ja stała się konkubiną siedemdziesięcioletniego sadysty, a nie twoja ukochana pani! Jak możesz mi to robić? Martwisz się tylko tym, że mogę zniszczyć tę śmieszną sukienkę?!

— …?

Orleana wciąż wyglądała na zszokowaną. Kiedy nagle odzyskała mowę. Wstała i zaczęła krzyczeć na mnie:

— Co za niewdzięczna dziewczyna! Traktowali cię tak uprzejmie! Dali ci szansę zostać konkubiną wielkiego cesarza Cransii! Nie zdajesz sobie sprawy, jaki to zaszczyt?!

— Skoro to taki wielki zaszczyt, to dlaczego nie pozwolą, by ich córka Lisbeth za niego wyszła?!

Orleana osłupiała, nie mogła z siebie wydusić ani słowa. Jąkała się:

— ...Lady Lisbeth będzie miała w tym roku tylko 14 lat! Jest jeszcze za młoda…

— Ale mówiłaś, że dziewczyny wychodzą za mąż od kiedy skończą 12 lat. Musiała mieć już swój pierwszy okres. Powiedzieli mi, że odkładają to małżeństwo tak długo, jak to możliwe, ale nie mogą już dłużej. To musiało być w tym roku!

— T, to jest...! Cokolwiek to jest. To wielki zaszczyt, zwłaszcza dla kogoś takiego jak ty, nisko urodzonej dziewczyny. Dlaczego nie zdajesz sobie z tego sprawy? Powinnaś być wdzięczna księciu i jego rodzinie! To jest twój obowiązek!

To było śmieszne. Wyśmiewałam się z niej.

Byłam bardzo dobra w wyrażaniu się z kpiną. Nawet moi rodzice i siostra mówili mi to wcześniej. Byli pod wrażeniem, jak irytujący może być mój wyraz twarzy.

Na początku starałam się okazać wdzięczność księciu i jego rodzinie. Przez ostatni rok uczyłam się ich języka i kultury. Starałam się pokazać im najlepszą wersję mnie.

Orleana nigdy nie widziała, żebym zachowywała się w ten sposób. Była zszokowana moim niegrzecznym zachowaniem. Szok szybko przerodził się w gniew. W porządku. Dokładnie o to mi chodziło.

Czułam się trochę lepiej. Sytuacja wciąż była ponura, ale potrzebowałam sposobu na złagodzenie mojej frustracji. To był jedyny sposób, jaki mogłam sobie wyobrazić.

Szydziłam się z niej.

— Wdzięczna? [Powinnaś po prostu zamknąć gębę!]

— C, co powiedziałaś?

Nadal nie potrafię mówić w nowym języku idealnie. Wplotłam mój stary język w moją wypowiedź.

— Sprzedajesz mnie jak cennego konia!

Pamiętam z lekcji historii, jak wysyłano kobiety, by uspokoić króla. Niektóre kobiety kończyły z władzą po ślubie, ale to było rzadkie. Nawet w dawnych czasach, kobiety starały się unikać wysyłania.

Wzięłam głęboki oddech. To właśnie działo się ze mną. Jakieś pół roku temu, książę kazał mi podpisać dokument adopcyjny. Byłam zachwycona i wdzięczna, że oficjalnie stałam się częścią rodziny. Podpisałam go bez wahania. Gdybym mogła cofnąć czas, rzuciłabym mu piórem w twarz i sama siebie kopnęła za bycie tak głupią.

Ale to nie było możliwe.

Byłam w drodze na Rombrook Island w Cransii. Papier, który podpisałam pół roku temu, dał księciu władzę nade mną. Nie zdawałam sobie wtedy sprawy, że to oczywiste. Tydzień temu poprosili mnie, żebym gdzieś pojechała i przywitała ważnego gościa zamiast Lisbeth. Uśmiechnęli się, gdy wsadzili mnie do powozu. Kiedy przypomniałam sobie o ich uśmiechniętych twarzach, chciałam zwymiotować.

Gdy zobaczyli, że odchodzę, ich wyraz twarzy zmienił się. Spojrzeli na mnie dziwnie.

Teraz rozumiem, co czuli. Trochę współczucia. Ziarno winy. Mnóstwo ulgi.

Miałam ochotę zwymiotować.

Jechałam przez wyboiste drogi w tym wagonie przez cały tydzień. Fizycznie miałam mdłości. Nie chciałam już tego trzymać.

Dławiłam się.

Orleana zaczęła wariować. Desperacko zapukała do ściany powozu. Krzyczała.

— Stój! Stój! Zatrzymaj powóz! Ta pani...! O mój Boże! Jeśli ona zwymiotuje na sukienkę, to będzie zrujnowana! To jedwab, więc nie będziemy mogli jej nawet wyczyścić...!

Dzięki za poinformowanie mnie, Orleana.

Uśmiechnęłam się do niej powoli. Potem włożyłam palec głęboko do gardła. To nie trwało długo.

Zwymiotowałam na moją niebieską sukienkę.

— Gyaaaaaaa!

***

Luksusowa biała sukienka owinęła moje ciało. Czułam się jak uwięziona w miękkim więzieniu.

Patrzyłam na drzwi w desperacji.

Usłyszałam z tyłu nieprzyjemny głos:

— Nie możesz zachowywać się jak wczoraj.

To była Orleana. Nienawidziłam jej głosu.

Ciągle szeptała:

— Jeżeli będziesz zachowywać się jak wczoraj, będziesz pierwszą, która zostanie stracona. Nie chcesz umrzeć, prawda?

Rodzina Bonafitów też miałaby kłopoty. Oficjalnie, byłam Sa Bina Bonafit. Moja zbrodnia byłaby zbrodnią mojej rodziny. Moje osiągnięcie zostałoby przypisane rodzinie.

Chciałabym zniszczyć rodzinę, ale oczywiście nie chciałam umrzeć.

Mogłabym zwymiotować na cesarza w noc poślubną. To byłoby łatwe.

Ale ja nie chciałam umierać. Jeszcze nie miałam okazji żyć pełnią życia! Uczyłam się przez ostatnie 12 lat plus ostatni rok w tym dziwnym świecie. To nie byłoby fair.

Orleana musiała nauczyć się swojej nowej roli. Nie poszła ze mną. Siedziała cicho.

Stojący przede mną agitator sprawdził swój złoty zegarek. Już czas. Włożył zegarek z powrotem do kieszeni i rozwinął zwój.

Po chwili głośno ogłosił:

— Pierwsza adoptowana córka księcia Aeal i piętnasta konkubina cesarza! Sa Bina Des Bonafit!

Olbrzymie białe drzwi się otworzyły.


Poprzedni rozdział | Następny rozdział

Komentarze

Popularne posty