Trash of the Count's Family Rozdział 20

 

Tłumacz: Aquarius
Betareader: Rolzik

WIDZIAŁEM SMOKA, CZĘŚĆ 3

Po wyjściu z celi, Cale położył smoka przed dwoma kociętami.

— Chyba coś go boli.

— Jakie to smutne.

On i Hong krążyli wokół wciąż milczącego smoka. Ten zaczął szczerzyć zęby i warczeć na nich. To był prawdopodobnie pierwszy raz w życiu, kiedy zobaczył coś innego poza ludźmi..

Cale zweryfikował godzinę na swoim zegarku. Wyglądało na to, że zostało wystarczająco dużo czasu, aby uciec.

— Wygląda na to, że boli.

On zbliżyła się do Cale'a i klepnęła go w nogę. Zdawało się, że myślała o eliksirze, który Cale przyniósł w swoim magicznym pudełku. Nie mogła go o to prosić, więc jedynie tak mogła się zachowywać.

— Poczekaj.

Cale oczywiście przyniósł ten eliksir, żeby go użyć; jednak musiał poczekać, aż zerwą łańcuchy ograniczające manę. Mikstura działałaby prawidłowo tylko wtedy, gdyby mana, która była praktycznie tak samo ważna jak serce smoka, nie była już ograniczana.

Cale ruszył w kierunku przeciwnej strony celi, miejsca, którego kat najwyraźniej pilnował. Nie byli zbyt głośni, ale w oddali słyszał walkę Choi Hana. Przepuszczał, że bitwa wkrótce się skończy.

— Spójrzmy no.

Cale zaczął poklepywać dłońmi ścianę jaskini. Kopnął kata, aby usunąć go z drogi, i dalej ostukiwał każdy zakamarek. Smok warknął po zobaczeniu swojego oprawcy, ale wciąż się nie ruszał, skupiając uwagę na Cale’u.

„Ostatnia linia obrony Veniona powinna być gdzieś tutaj.”

Jak wszyscy członkowie rodziny markiza Stana, Venion bardzo martwił się, że ktoś włamie się do środka. Dlatego stworzył tajny tunel, który miał służyć jako droga ucieczki, gdyby coś takiego się wydarzyło. Gdyby kat o niej wiedział, pewnie skorzystałby z niej wcześniej, ale niestety, nie miał pojęcia.

„Powieść twierdziła, że na tej nierównej ścianie znajdował się płaski obszar… ach, oto i on.”

Na tej nierównej ścianie jaskini znajdował się płaski obszar wielkości dłoni człowieka. Chociaż Venion wyglądał, jakby miał OCD [1] i nigdy nie robił czegoś takiego jak „trening”, wszyscy w rodzinie markiza znali się na sztukach walki.

„Jeśli użyjesz wystarczająco dużej siły w tym miejscu, ściana się otworzy”.

To nie było magiczne urządzenie. Zamiast tego siła uderzenia wprawiła mechanizm w ruch. Cale odwrócił głowę, by spojrzeć na osobę, która weszła, i zapytał.

— Po wszystkim?

— Tak.

Choi Han lekko machnął mieczem w powietrzu, aby pozbyć się z niego krwi, a następnie zbliżył się do Cale'a. Wkrótce jego wzrok zwrócił się w stronę smoka i zmarszczył brwi. To była naturalna reakcja na widok tak małej istoty pokrytej krwią. Blask w oczach Choi Hana, gdy patrzył na kata, był niebezpieczny.

— Choi Han.

Dlatego Cale zawołał Choi Hana, ale ten nadal wpatrywał się w oprawcę, kiedy składał raport.

— Zgodnie z rozkazem zostawiłem uciekających robotników w spokoju, oraz upewniłem się, że żadna z silnych jednostek nie będzie w stanie walczyć.

— Dobra robota.

Pochwalił go, zanim wskazał na płaski obszar na ścianie.

— Uderz w to miejsce.

— Tak mocno, jak tylko potrafię?

„Chcesz, żeby nas pogrzebało żywcem?”

— Nie. Kontroluj swoją siłę. Po prostu udawaj, że chcesz stworzyć dziesięciocentymetrowe wgniecenie w tej ścianie.

— Mm. Więc bardzo lekko.

— Ta.

Bardzo lekko? Cale szybko odsunął się od Choi Hana po tym, gdy usłyszał, jak nazywa coś, czego sam nie byłby w stanie zrobić wykorzystując tylko odrobinę swojej siły.

Choi Han zrozumiał to w taki sposób, że Cale kazał mu się pospieszyć. Natychmiast uderzył pięścią w ścianę.

Bum!

— Łał.

— Och.

Cale ponownie podniósł smoka, podczas gdy rodzeństwo kociaków podziwiało to, co się stało.

Piiiiisk-

Ze ściany wydobył się przeraźliwy pisk. Po jednej stronie jaskini pojawił się otwór wielkości dorosłego mężczyzny. Choi Han szybko podniósł pochodnię.

— Chodźmy.

Na rozkaz Cale'a kocięta weszły na grzbiet Choi Hana, który jako pierwszy wszedł do tunelu. Cale podążył za nim, natomiast smok nadal milczał w jego ramionach, jedynie przyzwalając sobie na oddech. Ale jego oczy, które wpatrywały się w Cale'a, były nadal niezwykle przerażające.

Zamiast wdzięczności za uratowanie go, wydawało się, że przepełniało go przerażenie związane byciem torturowanym przez kogoś innego, a także gniew oraz niechęć do ludzi.

— Przestań się tak na mnie gapić.

Cale od niechcenia zwrócił się do smoka, znajdującego się w jego ramionach

„Ach, brak mi tchu.”

Caleowi brakowało tchu, gdy próbował nadążyć za Choi Hanem, który wydawał się nie mieć problemów z biegiem.

„Może powinienem był skłonić Choi Han do noszenia smoka?”

Smok o długości jednego metra był dość ciężki. Nie byłoby to takie trudne, gdyby udało mu się zdobyć Pradawną Moc zwaną „Witalnością Serca”.

Cale mocno trzymał smoka w swoich ramionach, żeby tylko nie rzucić nim w gniewie. Nie było mowy, żeby mógł go tu zostawić po tym, ile poświęcił, aby go uratować.

A smok nadal go obserwował. Czarne ubranie Cale'a zaczęło przesiąkać smoczą krwią.

Po kilku minutach biegu przez ten ciemny i wąski tunel, Choi Han nagle zawołał.

— Przed nami jest ściana.

— Uderz pięścią w środek ściany z taką samą siłą jak poprzednio. Będziemy działać zgodnie z planem.

— Zrozumiano!

Kocięta zeskoczyły z ramienia Choi Hana i zaczęły biec. Choi Han włożył trochę siły w swoją pięść i uderzył w środek ściany z taką samą siłą, co wcześniej.

Bum!

Ściana niemal natychmiast się zawaliła i mogli zobaczyć nocne niebo. Byli poza jaskinią. Tym razem Cale objął prowadzenie rozglądając się.

To był powód, dla którego potrzebowali Zakłócacza Many pokrywającego obszar całej góry. Venion umieścił także magiczne urządzenie monitorujące w tym tajnym tunelu.  Był bardzo dokładną osobą.

Cale nie wiedział, gdzie dokładnie znajduje się wyjście, przez co musiał się upewnić, że Zakłócacz będzie działać wszędzie.

Nie zostało im dużo czasu. Musieli wyjść z zasięgu magicznego urządzenia monitorującego w ciągu jednej lub dwóch minut. Ale to nie powinno być problemem.

Choi Han podążał za Calem i tworzył fałszywe ślady ich obecności lub usuwał niektóre z ich własnych, gdy przechodzili. Po tak długiej i samotnej próbie przetrwania w Lesie Ciemności, był ekspertem w tworzeniu i śledzeniu ścieżek. Po około dwóch minutach ucieczki przez tajny tunel, Cale spojrzał na zegarek.

— Stop.

Alarmy, które włączały się w okolicy, nagle przestały działać. Zakłócacz Many się zdeaktywował.

— Huuuu ~.

Cale wziął głęboki oddech, uspokajając szybko bijące serce. Niezniszczalna Tarcza wokół jego serca nabierała siły za każdym razem, gdy jego serce biło w ten sposób, na wypadek, gdyby doszło do sytuacji awaryjnej.

„Nie planuję jej teraz używać.”

Po uwolnieniu tego smoka i pożegnaniu się z Choi Hanem w następnym mieście, planował zdobyć Pradawną Moc, Witalność Serca, aby wzmocnić tę tarczę. Dopiero wtedy jej użyje.

Teraz, gdy miał czas, żeby się rozejrzeć, Cale spojrzał w kierunku smoka. Następnie się uśmiechnął.

Zbuntowany wzrok zniknął i smok z podziwem patrzył na nocne niebo. To był pierwszy raz, kiedy to stworzenie w ciągu czterech lat swojego życia zobaczyło coś innego niż ściany jaskini. Cale rozumiał, co czuje, i chciał dać mu trochę więcej czasu, ale nie mógł tego zrobić.

Położył go na trawie i dalej mu się przyglądał. Smok spojrzał wprost na niego. W jego oczach ponownie pojawił się gniew i uraza, gdy spiął ciało, w gotowości do ataku.

„Nic dziwnego, że był torturowany przez cztery lata. W ogóle się nie poddaje.”

Właśnie dlatego Cale osobiście lubił tego smoka. Różnił się od niego. Dorastając, będąc maltretowanym jako sierota, Cale, cóż — Kim Rok Soo, poddał się. Potem nie chciał być głównym bohaterem żadnej historii, jak Choi Han. Po poddaniu się w miejscu, które nazywał domem, nie sądził, że ma siłę, by walczyć ze światem.

— Hej.

Cale upewnił się, że smok na niego patrzy, po czym wyjął rękawiczki i jakieś narzędzie w kształcie nożyczek. Na obu ostrzach było wiele magicznych pieczęci. Następnie założył rękawice odporne na prąd.

Ten nóż był jednym z dwóch przedmiotów, które trzeba było wypożyczyć na nazwisko Billosa. Nie można było tego dostać za pieniądze.

— Nie wiem, do czego tego potrzebujesz, jednak mam nadzieję, że zobaczę cię żywego w stolicy, paniczu.

— Myślisz, że umrę?

— Jedyne, co wiem, to to, że planujesz wywołać zamieszanie.

— …Zamknij się.

Cale wspominał rozmowę, którą odbył z Billosem, zanim zdał sobie sprawę, że jego otoczenie nagle stało się wyjątkowo ciche. Choi Han patrzył na krajalnicę zmieszanym wzrokiem, podczas gdy kocie rodzeństwo odsunęło się od Cale'a i ukryło za nim.

Smok wciąż tylko się na niego gapił.

— Tsk — cmoknął, dostrzegając ich reakcje.

Zbliżył się do smoka. Łańcuch ograniczający manę został wykonany z czegoś podobnego do gumy. Gdyby był wykonany z metalu, nie pasowałby do rosnącego smoka. Dlatego był zrobiony z czegoś elastycznego.

Następnie złapał go za kark.

— Och.

Kocięta wzięły głęboki oddech. Jednak Cale zignorował je, kontynuując, bo lepiej było zrobić to tak szybko, jak to możliwe. Skierował ostrze w stronę smoczej szyi. Nóż lśnił w świetle księżyca, a smok po prostu nawiązał kontakt wzrokowy z Calem. Oczy Cale'a były spokojne i pozbawione emocji.

Zamknął oczy.

W tym momencie wszyscy usłyszeli trzaskający dźwięk cięcia.

Trzask. Trzask.

Łańcuch ograniczający manę wywoływał iskry w rękach Cale’a.

— Na co patrzysz?

Cale zadrwił ze smoka, który otworzył oczy, by na niego spojrzeć, zdjął jedną z rękawic i podał ją Choi Hanowi. Choi Han włożył ją, a Cale podał mu łańcuch, po czym wyjął eliksir z kieszeni.

To był eliksir najwyższej jakości. Nawet taka ilość sporo kosztowała. Aż poczuł się źle, prosząc o kieszonkowe na kilka ostatnich dni przed wyjazdem. Mlasnął i hardo spojrzał na smoka.

— Potrafisz sobie wyobrazić, ile wydałem na ciebie pieniędzy?

Smok dość często słyszał te słowa. Słyszał to prawie codziennie, odkąd się urodził. “Dlaczego mnie nie słuchasz, kiedy wydałem na ciebie tyle pieniędzy? Chyba trzeba cię jeszcze trochę zlać.” Potem był bity. W trakcie bicia mówili, że powinien przestać myśleć za siebie i się ich słuchać.

Jednak.

— Skoro wydałem na ciebie tyle pieniędzy, lepiej wylecz się jak należy, głupcze.

Smok nie czuł bólu.

Cale wylał mniej więcej połowę eliksiru na grzbiet smoka, a resztę wlał do jego pyska. Na szczęście smok nie stawiał oporu i połknął go.

Po kilku minutach mógł tylko stwierdzić, że naprawdę miał przed sobą smoka. Mana, która była odpowiednikiem smoczego serca i źródłem całej jego mocy, zaczęła się poruszać w jego ciele.

Wszystkie rany na ciele smoka natychmiast zniknęły, a niebieska aura, która wydawała się być maną, otoczyła jego ciało niczym wiatr.

Ta zmiana, która nastąpiła w jednej chwili, sprawiła, że ​​Cale pomyślał o tym, jak straszne i potężne są smoki w tym świecie.

— Hej.

Smok nie powinien już mieć powodu, aby znowu się zranić. Inteligentny smok zdawał się rozumieć, co się działo z jego ciałem, gdy jego oczy całkowicie ożyły.

Cale zrobił krok w stronę smoka. Smoczątko skuliło się, nadal obserwując Cale'a. Ten to zignorował, pytając.

— Co masz zamiar teraz zrobić?

Cale się uśmiechnął, patrząc na to milczące stworzenie.

— Wiem, że potrafisz mówić ludzkim językiem. Jesteś smokiem. Najmądrzejszą i najsilniejszą istotą na świecie.

Ponowił pytanie: — Co chciałeś zrobić, gdy staniesz się wolny?

—Ja…

Smok zaczął mówić. On naprawdę wiedział, jak mówić ludzkim językiem. Był znacznie mądrzejszy niż ludzie; nie było mowy, żeby przez ostatnie cztery lata nie nauczył się ludzkiego języka.

— Ja.

Smok czuł to w głębi serca. W obecnym stanie mógł z łatwością zabić mężczyznę stojącego przed nim. Bał się mężczyzny za nim, ale byłby w stanie mu uciec. Zdobył siłę, na którą tak długo czekał.

Właśnie dlatego smok w końcu powiedział to, co na okrągło sobie powtarzał przez ostatnie cztery lata. Jednak to był pierwszy raz, kiedy wypowiedział te słowa głośno.

— Będę żył.

Bez względu na wszystko, będzie żył.

— Odejdę.

Miał zamiar odejść daleko stąd.

Odkrył przed nimi swoje myśli.

— Nie dam się oswoić.

— Tak. Masz rację.

Cale mówił, że smok ma rację.

— Jesteś smokiem. SMOKIEM. Masz prawo do swobodnego życia.

Nawet czteroletni smok był silniejszy niż większość stworzeń na świecie. Miał dość siły, by samodzielnie przetrwać. Zazwyczaj były niezwykle niezależne i dumne, więc generalnie po skończeniu dwóch lat, chciały stworzyć własne leże. Były to zupełnie inne dwulatki niż te należące do człowieka.

Cale spojrzał w jego oczy, wciąż nieufne wobec ludzi i powiedział surowym głosem.

— Nie zajmę się tobą.

Nie miał powodu, by opiekować się czymś, co było silniejsze od niego. Przysporzyłoby mu to kolejny ból głowy, chcąc odpłacić mu się za pomoc. Różnił się od dzieci Plemienia Kotów, On i Honga. Był poza jego zasięgiem.

Smok nie mógł zaufać Cale'owi.

— Kłamca. Ludzie są dobrzy w kłamaniu.

W jego oczach pojawił się gniew. Jednak ta złość nie była skierowana na Cale’. Smoki rodziły się z wielką dumą. Gniew ten pochodził z lat, w których ludzie ją deptali.

— Myślę, że to prawda. Ja też sporo kłamię.

Cale z łatwością przyjął do siebie słowa smoka i kontynuował.

— Żyj tak, jak chcesz. Więc, czego byś chciał?

— Ja.

Smoczątko uniosło głowę, by spojrzeć w nocne niebo. Różniło się od ciemności wewnątrz jaskini. Było ciemno, ale wciąż jasno.

— Nienawidzę ludzi. Chcę być wolny.

— Dobrze.

Cale wstał ze swojego miejsca. Następnie wyjął kilka eliksirów średniej klasy oraz mniejszą sakiewkę ze swojej magicznej torby i włożył do niej mikstury, po czym podał ją smokowi.

— Ciesz się wolnością.

Czarne źrenice smoka powiększyły się i zaczęły się trząść. Jednak w jego oczach znajdowały się wątpliwości i niechęć. Oczywiście, Cale'a to nie obchodziło.

„Tyle powinno wystarczyć.”

Uwolnił smoka, spieprzył życie Veniona, uratował wioskę i dzięki smokowi pomógł Choi Hanowi zrozumieć, co oznacza wolność.

Co najważniejsze, nie musiał brać odpowiedzialności za smoka. Widział w jego oczach, że nie chce za nim podążać. To było bardzo dobre zakończenie sprawy. Cale przemówił do swoich towarzyszy z satysfakcją.

— Chodźmy.

Bez żalu odwrócił się plecami do smoka i ruszył. Choi Han w milczeniu za nim podążył i skupił się na modyfikowaniu ich śladów. Kocięta, które zawahały się przez chwilę zobaczyły, jak smok odwrócił wzrok od Cale'a, zanim za nim podążyły.

Za każdym razem, kiedy rodzeństwo Plemienia Kotów odwracało się, aby spojrzeć na smoka, ten stał z uniesioną głową i patrzył, jak odchodzą.

— …Nienawidzę ludzi… Oni są źli…

Z jakiegoś powodu smok zaczął zwracać większą uwagę na plecy człowieka —  rasy, do której był wnerwiająco przyzwyczajony i której nienawidził — niż na nocne niebo, które widział po raz pierwszy w życiu.

Hong powoli zbliżył się do swojej siostry On, gdy szli za Calem.

— Noona, myślę, że za nami pójdzie.

— Mhm. Ja też tak myślę.

— Zdobędę młodszego brata?

— Na to wygląda.

Kocięta rozmawiały ze sobą, ale Cale zadrwił z nich i odpowiedział.

— Nie ma mowy. Smoki są niezwykle dumne i nigdy nie zaakceptują życia pod człowiekiem. Co więcej, ten smok nienawidzi ludzi.

Wyraz twarzy On wskazywał, że się nie zgadzała. Gdyby kot miał drwiący wyraz twarzy, prawdopodobnie byłaby to teraz twarz On. Pokręciła głową i cicho wymamrotała.

— …Nie sądzę.

— …Mhm.

Hong obejrzał się za siebie, zanim zgodził się z siostrą. Czarny Smok wciąż patrzył w ich kierunku. Był teraz pewien. Ten smok pocieszy się trochę wolnością, zanim w przyszłości podzielą wołowiną/posiłkiem.

Cale wydał rozkaz dwóm kociętom, które do siebie szeptały.

— Przynieście z powrotem kulę.

Rodzeństwo poszło po nią, żeby dostać trochę wołowiny w nagrodę. Cale nawet na nie nie spojrzał, kiedy poklepał Choi Hana po ramieniu.

— Dobra robota.

To powinien być pierwszy raz, kiedy Choi Han kiedykolwiek coś uratował. Wcześniej uczestniczył w bitwie z bandytami, ale wtedy było w tym więcej chronienia niż ratowania.

Oczywiście, wydarzenia zmieniły się od ratowania mieszkańców wioski przed smokiem w książce do uratowania samego smoka, którego rzeczywiście zabił w powieści, ale najważniejsze było to, że on kogoś „ocalił”.

— Cale-nim.

— Czego.

Choi Han milczał przez chwilę po zawołaniu Cale'a, zanim w końcu znowu zaczął mówić.

— A jeśli smok zdecyduje, że żyjąc tak, jak chce, będzie podążać za tobą, Cale-nim?

— To się nigdy nie wydarzy.

— A co jeśli; mówiąc czysto hipotetycznie.

„Hipotetycznie?”

Cale zastanowił się przez chwilę nad tym, zanim niedbale odpowiedział.

— Nie rozmyślam o przeszłości, ani „co jeśli”.

Ale z jakiegoś powodu Cale’a nagle przeszedł dreszcz. Obejrzał się za siebie po raz pierwszy, odkąd odszedł od smoka. Na szczęście Czarny Smok nie był widoczny.

Westchnął z ulgą, po czym wrócił do gospody i zasnął. Dlatego nie wiedział, że smok po raz pierwszy użył magii, aby stać się niewidzialnym, i długo siedział przy oknie, zanim odszedł. Smok mocno ściskał worek z eliksirami, który dał mu Cale.

Następnego dnia, od samego rana, Cale musiał znosić pytania Choi Hana.

— Cale-nim. Za kilka dni dotrzemy do miasta. Czy to to miejsce?

Już prawie czas, by Choi Han skończył spłacać swój „posiłek”, o którym mówił Cale.

Oznaczało to również, że Cale był coraz bliżej otrzymania dla siebie innej Pradawnej Mocy. Pierwotnie w powieści najstarszy syn rodziny markiza Stana, ten, który został przyćmiony przez Veniona, miał znaleźć tę Pradawną Moc w ciągu następnego miesiąca. To była jego ostatnia iskierka nadziei, ale niestety okazała się mocą, której nie mógł wykorzystać.

[1] Zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne


Poprzedni rozdział | Następny rozdział


Komentarze

Popularne posty